21 stycznia 2007

Dlaczego dzieci lubią kolorowe baloniki

To był chyba czwartek. Chyba tak, nie pamiętam dokładnie. Byłem w domu razem z dziećmi.
Drzwi się otwarły i weszła babcia z pełną torbą zakupów.
-Babciu ! Co kupiłaś dla mnie?
-A dla mnie? Ty musisz być zawsze pierwsza!

W torbie obok grubego cukru i chleba były dwa kolorowe baloniki. Zaczęło się nadmuchiwanie. Początkowo nie szło to zbyt zgrabnie. Baloniki napełnione z wielkim trudem, nikły po chwili, pulsując jak żywe serca. Następnym zaś razem, nie zawiązane w porę, wymykały się z ręki robiąc w powietrzu skomplikowaną spiralę. W końcu udało nam się związać balony i zaczęła się zabawa. Podrzucanie, odbijanie i powolne czekanie aż spadnie. l ten ciągły uśmiech na buziach dzieci. Siedziałem i obserwowałem zabawę z balonikami

l właściwie nie wiem kiedy, zacząłem się zastanawiać, dlaczego dzieci tak lubią balony. Nigdy nie myślałem o tym, ale teraz gdy ten uśmiech ...
Może dlatego , że są kolorowe.
A może dlatego, że naciskane zmieniają kształt.
A może, że podrzucane lekko ulatują do góry i równie lekko spadają. A może dlatego, że są takie ciche.

Ale to wszystko nie dawało odpowiedzi skąd ten uśmiech.
Bo już wtedy zacząłem podejrzewać, że uśmiech jest związany z balonikami. Nie! W ten sposób myśląc nie można dojść do poważnych wniosków. Trzeba było to myślenie jakoś zorganizować. Zacząłem oczywiście od psychologii. To przecież nauka o bodźcach i reakcji na nie. Dość długo to trwało, ale nie przyniosło żadnego efektu. Nie znalazłem w żadnej książce opisu reakcji dziecka na balonik.

Pomyślałem, że może w literaturze znajdę odpowiedź. Pierwsza książka która przyszła mi na myśl to "Kubuś Puchatek" Są tam dwa momenty, które są związane z balonikami. Pierwszy to ten, kiedy zawieszony na baloniku Kubuś na wysokości korony drzewa prosi Krzysia, by ten strzelając w balonik pomógł mu wrócić na ziemię. Ten fragment nie dawał jednak żadnej istotnej dla mnie myśli. Drugi fragment to dzień urodzin Kłapouchego. Nikt nie pamięta o tym i Kłapouchy jest bardzo smutny. Spotyka Prosiaczka i mówi mu o tym. Prosiaczek zawstydzony postanawia dać prezent przyjacielowi i biegnie do domu. Tym prezentem jest nadmuchany czerwony balonik. Wraca również biegiem przez las. Potyka się o wystający korzeń i upada. Gdy leży... ale tu cytat: „Prosiaczek leżał rozważając co się stało. Z początku zdawało mu się, że cały świat wystrzelił w górę. a potem pomyślał , że to tylko Las wystrzelił w górę, a jeszcze potem, że to on, prosiaczek, wystrzelił w górę i jest samotny na księżycu czy gdzie indziej i że już nigdy nie zobaczy ani Krzysia, ani Puchatka, ani Kłapouchego. I nagle pomyślał: Więc dobrze, jeśli nawet jestem na księżycu, nie muszę leżeć grzbietem do góry. Po czym wstał ostrożnie i rozejrzał się wokoło. Ciągle jeszcze był w lesie.-To dziwne - pomyślał - Ciekaw jestem, skąd wziął się ten huk. To chyba nie ja narobiłem takiego hałasu...A gdzie jest mój balonik? I co tu robi koło mnie ta mokra szmatka? To był właśnie balonik ! " W tym fragmencie była myśl, za którą warto by pójść.

Tym czasem w domu zrobiło się cicho. Wszyscy już położyli się spać. Wtedy przypomniałem sobie o balonikach, którymi bawiły się dzieci. Powoli, cicho otworzyłem drzwi do sypialni. Na palcach podszedłem do łóżka. Włożyłem rękę pod poduszkę .Jest. Mam balonik. Równie cicho wyszedłem. Pomyślałem, że może samo nadmuchiwanie balonika coś da. Usiadłem. Dmuchałem powietrze i wypuszczałem. Dmuchałem i wypuszczałem. Za którymś razem... Gdy delikatnie nadmuchiwałem balon poczułem na twarzy jakby maleńkie igiełki. Wypuściłem powietrze. Jeszcze raz spróbowałem i teraz już wyraźnie odczuwałem delikatne igiełki na całej twarzy " A może nadmuchując balon rozpycha się przestrzeń? No to już jest jakaś myśl. I chyba niezła.

Nie mogłem sprawdzić czy to działa na odległość - wszyscy spali. Ale to nic. To wystarczyło. Próbowałem jeszcze gorączkowo kilka razy nadmuchiwać balonik. Wkładałem go między grube książki i dmuchałem. Do wody i dmuchałem. Gniotłem go, podrzucałem, oglądałem z różnych stron. Po tym wszystkim usiadłem i spróbowałem jeszcze raz już spokojnie nadmuchiwać. Nadmuchiwałem powietrze i wypuszczałem powietrze. Nadmuchiwałem powietrze i wypuszczałem. Nadmuchiwałem i wypuszczałem. l ... nic. Nie odczuwałem już delikatnych igiełek. Spróbowałem jeszcze raz.
NIC.

Nazajutrz wstałem z natrętnym pytaniem w głowie :
"Dlaczego dzieci lubią kolorowe baloniki?" Ubrałem się szybko i wyszedłem. Skoro ja nie mogę znaleźć odpowiedzi, może dzieci je znają. I zacząłem pytać dzieci.
-Dlaczego lubisz kolorowe baloniki?
-A bo są kolorowe.
-Dlaczego lubisz kolorowe baloniki?
-bo można je tak podbijać.
-Dlaczego lubisz kolorowe baloniki?
-. ..bo są lekkie.

Żadna z tych odpowiedzi nie dawała się połączyć z tą z '"Puchatka'" i z myślą o przestrzeni. Wracałem zrezygnowany jedną z ulic miasta, obok ogrodu. Koło bramy zobaczyłem polarnego niedźwiedzia, takiego do fotografowania. Może jego zapytam: -Jak Pan myśli dlaczego dzieci lubią kolorowe baloniki? -zapytałem niedźwiedzia. Pysk uniósł się do góry i zsunął na kark po spoconych włosach. Zobaczyłem twarz z nosem sięgającym do brody. To chyba jakaś choroba.-To mu przeszkadza w jedzeniu - pomyślałem.
- TU Pan nie znajdzie odpowiedzi. Gdy mówił, jego nos odbijał się od warg.
Stąd niedaleko już było do rzeki. Bardzo lubię chodzić nad rzekę, a zwłaszcza w to jedno najpiękniejsze miejsce. Gdy dochodziłem, zobaczyłem nad brzegiem małego chłopca. Rozglądnąłem się odruchowo wokoło, szukając jego rodziców. Nie było nikogo. Przyspieszyłem kroku. Chłopiec stał nad brzegiem i wyjmował z rzeki kamienie, które układał na brzegu. Gdy dochodziłem nawet nie spojrzał na mnie.
-Co tu robisz? Gdzie są twoi rodzice?
Popatrzył na mnie jakbym nic nie rozumiał. l układał kamienie dalej.
-Nie boisz się, że mama będzie się martwić?
Znów spojrzał nic nie mówiąc i uśmiechnął się ironicznie. Wyjmował z wody kamienie i układał na nieco wyższym brzegu. To co ułożył trudno mi określić. Coś jakby rysunek może znak.
Spróbowałem jeszcze raz zapytać.
-Co to będzie? Co ta układanka ma oznaczać?
l znowu spojrzenie i ironiczny uśmiech.
Zacząłem powoli rozumieć, że nie należy go pytać o to.
Zapytałem więc:
-Czy mogę Ci pomóc?
-Tak. Jeśli chcesz.
-Chcę.
Podawał kamienie z dołu, ja układałem je na brzegu.
.
Nie wiedziałem jak to robić. On układał kamienie tak jakby wiedział gdzie być powinny. Szybko spróbowałem znaleźć jakiś sposób by je jakoś zorganizować. Ale to naprawdę było trudne. Próbowałem więc dopasowywać wielkości, kształty, kolory, nie starając się układać jakiegoś wyraźnego rysunku. Po pewnym czasie przyszedł do mnie, spojrzał na rysunek z kamieni, niektóre poprzestawiał, inne wyrzucił. I wrócił z powrotem. A ja dalej nie wiedziałem jak te kamienie układać. Rysunek dalej nie był czytelny. Przychodził kilka razy, poprawiał to co zrobiłem. Ze sposobu w jaki to robił zaczynałem powoli domyślać się zasady. Kiedy podawał mi kamienie wydawało mi się, że udaje się ułożyć kamienie na właściwym miejscu. Gdy wyszedł na brzeg po raz któryś, postanowiłem sprawdzić moje domysły. Wziąłem jeden z kamieni leżących koło moich stóp i wrzuciłem do wody. Stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Wskoczył szybko do wody i wyszukał ten kamień. Był charakterystyczny, rozcięty na pół z ostrą krawędzią.
-Dlaczego TO zrobiłeś?
-No, przecież to zwykły kamień.
-To jest noga.
Jeszcze raz zeszedł nad brzeg i podawał mi kamienie.
Wydawało mi się, że skończył.
Wyszedł z powrotem na brzeg, spojrzał na rysunek a potem na mnie i powiedział:
-Czy chcesz sobie zabrać jakiś kamień? STĄD!
-Chcę.
-To wybierz sobie.
Sięgnąłem po kamień leżący mniej więcej w środku całego rysunku.
Był niewielki, nie różnił się niczym specjalnym od pozostałych.
Kiedy go dotknąłem był ciepły.
-Dlaczego wybrałeś ten kamień?
-To to jest SERCE Królowej.

Wiesław Gdowicz