Pokój istnieje tam, gdzie ludzie, którzy by mogli łatwo zostać wrogami, są zamiast tego przyjaciółmi, mocą ofiary, jakie ponieśli by spotkać się na płaszczyźnie wyższej, gdzie istniejące między nimi rozbieżności nie stanowią już źródła konfliktów.
Thomas Merton
Aby uczyć drugiego, trzeba mówić do niego jego językiem. Aby to było możliwe trzeba drugiego słuchać. By móc go słuchać trzeba zapomnieć o sobie, a jest to możliwe tylko wtedy, gdy się drugiego kocha. Nauczyciel (Jezus) jest w każdym z nas. Gdy chcę by był moim nauczycielem, muszę wsłuchiwać się w każde słowo, obserwować każdy gest, przeżywać każde uczucie drugiego człowieka. Czyli ciągłe czuwanie, wsłuchiwanie, reagowanie. To już chyba nie pozwala namyślenie o sobie (zajmowanie się sobą). A więc im bardziej reagujesz (słowo sumujące) na drugiego, tym bardziej nie ma cię w sobie. Po co więc wola, rozum? Rozum kontroluje, czy to co obserwujesz jest zgodne z jego prawami, poza tym jest zajęty "normalnymi" funkcjami. Wola zaś, to ciągłe parcie do przodu, to podtrzymywanie przed upadkiem. By to wszystko było możliwe, musi być miłość. Jeżeli jest tak, jak powiedziano, to ten drugi chroni nas przed nami samymi. Bo ciągłe reagowanie na niego nie pozwala naszym namiętnością się rozwijać. A co dalej? Być może, gdyby do takiej sytuacji doszło, tj. ciągłego reagowania na drugą lub drugie osoby, powstał by jeden organizm. Osoby jakby zanikały na korzyść organizmu. Nie tracą przy tym indywidualności, bo ich reagowanie jest ich. Być może ta sytuacja jest dopiero początkiem "wspólnoty dusz". A może wtedy dopiero dusze mogą komunikować się między sobą? Czyli, aby to było możliwe musi powstać taka sytuacja. Tutaj więc jest chyba moment, w którym wyraźnie może zacząć działać Bóg. Teraz trzeba by ten "organizm" zapomniał o sobie - będąc sobą, nie grzał się własnym ciepłem, lecz zaczął reagować na inne organizmy. Jeżeli tylko, wszystko co tutaj napisano, jest prawdą.
Wiesław Gdowicz